czwartek, 28 kwietnia 2011

Stosików dwa ;D + Nagroda

Jak już Wam ostatnio wspominałam nazbierało się trochę książek, które w ciągu ostatnich miesięcy wzbogaciły moją biblioteczkę. Poniżej przedstawię Wam dwa stosiki: po urodzinowy i na majówkę ;)

Stosik po urodzinowy ;)


Od dołu:

Henryk Gostomski „Świeżak” - do recenzji od wydawnictwa Novae Res. Książkę już przeczytałam, a jej recenzję możecie przeczytać TU.
Eric Emmanuel Schmitt „Trucicielka” - do recenzji od wydawnictwa Znak literanova. Pozycja także przeczytana, a recenzję możecie znaleźć TU.
Beata Pawlikowska „Blondynka w Tybecie” - prezent, który sama sobie kupiłam ;) Jej recenzję będziecie mogli przeczytać w najbliższym czasie .


Stosik na majówkę ;D


Od dołu:

Bujak J. D. „Lista” - do recenzji od wydawnictwa Novae Res. Mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu, bo po opisie mam pewne oczekiwania ;)
Ida Jatczak „Szara tęcza” - do recenzji od wydawnictwa Novae Res. Aktualnie czytam. Więcej zdradzę w recenzji ;P

Na szczycie obu stosików góruje misiek. Wiem, że ten pierwszy jet nieco przestarzały (urodzinki miałam 20 marca), ale nie mogłam się oprzeć żeby Wam go nie pokazać ;) Ponadto chciałabym oznajmić, że udało mi się przejść etap szkolny konkursu czytelniczego Mól książkowy i 19 maja wybieram się m.in. z Etą na etap finałowy do Murowanej Gośliny. A oto piękna nagroda jaką otrzymałam ;)


sobota, 23 kwietnia 2011

Wesołego Alleluja ;D


 Malutki baranek ma złote różki,
Pilnuje pisanek na trawie z rzeżuszki.
Gdy nikt nie widzi, chorągiewką buja
I beczy cichutko: Wesołego Alleluja!

Życzę Ci...

Kolorowych pisanek...


Bogatego zajączka... 
 

Mokrego dyngusa...


Żółciutkich kurczaczków...

Smacznego jajka...


I SZCZĘŚCIA CO NIEMIARA!


środa, 20 kwietnia 2011

[55] Eric-Emmanuel Schmitt „Trucicielka”

                                                                Wyd. Znak literanova
Kraków 2011, 246 str.
Ocena: 8/10 Bardzo dobra

Nie pierwszy raz miałam do czynienia z Panem Schmittem, przeciwnie była to już 4 przygoda, którą mogłam dzięki niemu przeżyć. Eric-Emmanuel Schmitt urodził się 28 marca 1960 roku w Sainte-Foy-les-Lyon w rodzinie sportowców. Wychowywał się w rodzinie ateistycznej. Kiedy rozpoczął studia filozoficzne, porzucił ateizm dla gnozy, którą zamykał w formule: nie wiem. Jednak w każdym dłuższym wywiadzie pisarz powraca do wydarzenia, które nieodwracalnie zmieniło jego życie duchowe – wydarzenia, w które wszedł jako niewierzący, a z którego wyszedł jako wierzący. Sześć lat po studiach Schmitt wybrał się wraz ze znajomymi na pustynię Hoggar. Wszedłszy z grupą na szczyt góry Tahar, zdecydował, że będzie wracać samotnie. Szedł bardzo szybko, a im szybciej szedł, tym bardziej czuł się zagubiony. Gdy zapadła noc, zrozumiał, że zabłądził. Schował się za skałą, aby ochronić się przed wiatrem, i przysypał piaskiem, by nie marznąć. Kiedy przebywał na pustyni, towarzyszył mu nie strach, ale niezwykła siła, której – do dziś jest o tym przekonany – on sam nie mógł być źródłem. Schmitt nazywa noc na pustyni doświadczeniem Absolutu, doświadczeniem, którego żadna religia nie powinna przywłaszczać, doświadczeniem Boga bez właściwej Mu religii. Była to noc, której Bóg mówił do niego, że istnieje. To właśnie wydarzenie zmotywowało go do lektury świętych tekstów wielkich religii – buddyzmu, judaizmu, islamu i chrześcijaństwa – które już znał, lecz które czytał jako filozof, jako sceptyk, jako butny dwudziestolatek. Eric-Emmanuel Schmitt to nie tylko doktor filozofii, autor naukowej rozprawy o Diderocie, poczytnych powieści i oglądanych przez szeroką publiczność sztuk. To także – a może przede wszystkim – człowiek nieustający w rozwoju, baczny obserwator życia i świata. Do jego najbardziej znanych dzieł możemy zaliczyć m.in. znakomitą powieść „Oskar i Pani Róża” czy „Przypadek Adolfa H.”. 

Już od jakiegoś czasu miałam chrapkę na tę publikacje, gdyż przeczytałam wiele pochlebstw na jej temat. Poza tym Pan Schimitt był mi dobrze znany i czułam, że gdybym chwyciła za tę książkę nie zawiodłabym się. Często zastanawiałam się czy samej sobie jej nie sprezentować , jednak i bez tego udało mi się ją przeczytać – wszystko za sprawą wydawnictwa Znak literanova, od którego otrzymałam te dzieło w ramach współpracy. „Trucicielka” Erica- Emmanuela Schmitta to zbiór czterech wyjątkowych opowiadań, w których autor porusza kwestie poszukiwania miłości, nadziei, zwątpienia, ale tym razem wzbogaca je o coś nowego. O namiętność, analizę naszych najskrytszych pragnień, emocji. Uczuć, które w jednej chwili mogą nas wyzwolić lub doprowadzić do zbrodni.
 
Nietuzinkowi i często budzący zdziwienie bohaterowie utrwalają się w pamięci czytelnika nie pozwalając o sobie zapomnieć nawet przy czytaniu kolejnej historii. Czy ów lektura mi się spodobała ? Myślę, że tak pomimo że nie czytuje zbyt wielu opowiadań ( najczęściej na lekcjach języka polskiego) pozytywnie oceniam lekturę . Ale historii był aż cztery, więc nasuwa się kolejne pytanie – Która jest według mnie najlepsza? Teraz z kolei odpowiedź jest trudniejsza. Według mnie, każda z nich miała w sobie to coś.

W pierwszej, której główną bohaterką jest Trucicielka swoich trzech mężów, kobieta bezwzględna, ale wyrachowana. Ta opowiastka uwiodła mnie tym, że człowiek pod wpływem różnych osób może się zmienić (choćby na jakiś czas) diametralnie. Jedynym minusem było dla mnie to, że Marie ostatecznie nie przyznała się do winy i po wyjeździe księdza Gabriela żyła tak jak przed ich wielokrotnymi rozmowami – sama z swym kłamstwem skrytym głęboko w jej sercu, o którym wiedziała tylko starsza pani i duchowny. Czy w dzisiejszym świecie nie ma także osób, które żyją same w swoim kłamstwie? Osób, które tak jak Marie mogłyby się otworzyć i naprawić błędy swojej przeszłości? Myślę, że Pan Schmitt świetnie pokazał przez swoją historię, że człowiek może zmienić swój żywot i odwrócić księgę życia na nową niezapisaną kartkę, która może zostać zapisana zupełnie innymi słowami niż poprzednia strona.

Z kolei drugi tekst opowiadający o Gregu pływającym w dalekie morskie podróże zaczarował mnie swoją prostotą. Informacja o śmierci jednej z jego córek pozwoliła mu przekonać się, że tak naprawdę wszyscy potomkowie są dla niego równie ważni. Mężczyzna zdał sobie także sprawę, że za mało czasu poświęca swojej rodzinie i musi to zmienić po powrocie. Autor po raz kolejny przedstawia bardzo rzeczywistą sytuację, która może przede wszystkim pouczać. W XXI w. ludzie są coraz bardziej zabiegani, zapominają o tym co najważniejsze – o rodzinie. A ona jest przecież tak ważna – z niej wynosimy wiele ważnych wartości i to ona buduje naszą osobowość.

Trzecie opowiadanie pozostawiło we mnie ogromne wrażenia, których w stanie nie była poskromić żadna rzecz. Pozornie niewinny i nic nie zapowiadający tytuł - „Koncert Pamięci anioła” - jest nie tylko idealny, ale i mylący dla czytelnika. Chris i Axel to dwie przeciwności. Chris – zawistny i samolubny, Axel – sympatyczny i delikatny. Pod wpływem pewnych wydarzeń ich role się zmieniają, a pragnienie zemsty staje się czymś co Axel poszukując Chrisa chce zaspokoić. Ta poruszająca historia pokazuje nam, że to wydarzenia, w których uczestniczymy kształtują naszą psychikę i oddziaływają pozytywnie lub negatywnie na naszą przyszłość. A wystarczyło, żeby Kain lub Abel wyciągnął rękę na zgodę i zrozumiał, że zemsta nie jest właściwą rzeczą.

Ostatnia z zapisek Schmitta mówi o parze prezydenckiej. Na pozór wzorowa miłość przeżywa kryzys, aż do tego stopnia, że mąż nawet zleca wypadek żony. Dopiero choroba rozkłada na łopatki Catherine. Po jej śmierci okazuje się jednak co tak naprawdę łączyło Parę prezydencką – nie nienawiść ( jak myślał Henri) tylko wielka gorąca miłość. Myślę, że miało to nam pokazać, że mimo załamań każdego związku jest on zawsze tak samo silny i pełen uczucia jak na początku, nawet jeżeli niszczy je sława czy kłótnie.

Po tych jakże długich rozważaniach stwierdzam, że moim faworytem jest opowiadanie pt.” Koncert Pamięci anioła”. Ono poruszyło mnie najbardziej i pozostawiło rysę w pamięci, którą trudno będzie wybawić podczas czytania innych dzieł. Poza tym przypadł mi o gustu rozdział zatytułowany „Pamiętnik autora”. Pierwszy raz spotkałam się z takim czymś, dlatego też myślę, że świetnie wzbogaca to publikację i ukazuje prozę autora w jeszcze lepszym świetle. Lekko i zrozumiale piszący Schmitt nie zawiódł mnie i z chęcią chwycę za jego inne dzieła ;)

Podsumowując stwierdzam, że autor bestselerów pisząc życiowe lektury, ukazuje dobre i złe strony człowieczeństwa i to co mogłoby ulec korekcie. Na koniec chciałabym przytoczyć największe słowa wypowiedziane o człowieku, które tak jak zbiór opowiadań Schmitta mają kształtować naszą postawę jako istoty ludzkiej zapisującej czyste kartki w księdze swojego życia – wypowiedź Jana Pawła II : „Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.”.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak literanova


----------------------------
Kochani! Niezmiernie się cieszę, gdyż mogę Wam powiedzieć, że WRÓCIŁAM, i to na stałe ;) Wiem, ze mam ogromnie zaległości i muszę przeczytać Wasze recenzje – postaram się to zrobić jak najszybciej. Poza tym mam dla Was wiele nowych przemyśleń na temat książek, które przeczytałam, gdy przez 4 tygodnie nie było komputera. Chciałabym też w najbliższym czasie przedstawić m.in. stosik po urodzinowy ;) Mam nadzieję, że w miarę zręcznie uda mi się wszystko załatwić. Pozdrawiam ;D

niedziela, 3 kwietnia 2011

[54] Henryk Gostomski "Świeżak"

Wyd. Novae Res
Gdynia 2011, 328 str.
Ocena: 8/10 Bardzo dobra


Z Panem Henrykiem Gostomskim spotkałam się po raz pierwszy czytając kilka recenzji jego debiutanckiej powieści pt. "Świeżak". O autorze można było znaleźć w internecie niewiele informacji, opis z tyłu okładki mnie straszliwie intrygował, dlatego wpisałam ową pozycję na listę książek "do przeczytania". Kiedy okazało się, że będę mogła przeczytać ową publikację byłam pozytywnie nastawiona mimo, że ośrodek wychowawczy kojarzył mi się dość nieciekawie. Powieść Pana Gostomskiego opowiada o przeżyciach młodego chłopaka, który na mocy decyzji sądu umieszczony został w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym, gdzie uczy się sztuki przetrwania. Świat widziany oczami wychowanka ukazuje całą prawdę o szarej codzienności w zamknięciu. Okazuje się, że koegzystencja opiekunów i ich podopiecznych rzadko bywa spokojna, a ekstremalne sytuacje zdarzają się nader często. Publikacja tym bardziej intryguje, że jest oparta na faktach.

Zafrasowana opisem przystąpiłam do lektury. Książkę czyta się lekko i dość szybko, gdyż autor pisze przyjemnym i zrozumiałym dla czytelnika językiem. W jego stylu podoba mi się najbardziej to, że wszystko pisane jest czarno na białym i każde słowo wypowiadane przez bohatera, nieograniczone cenzuralnie wciąga. Proza, którą tworzy jest tym bardziej ciekawa, gdyż kwestie postaci są takie jakie mogłyby być w zakładzie poprawczym. Bogato opisywane wydarzenia od początku do końca nie pozwalały odłożyć pozycji na bok nie kończąc rozdziału, dlatego bywało, że dziennie czytałam nawet do 100 stron !

Muszę przyznać, że tak na prawdę nie wiedziałam czym różni się ośrodek wychowawczy od popularnie zwanego poprawczakiem zakładu poprawczego. Po przeczytaniu egzemplarza "Świeżaka" postanowiłam poszerzyć moja wiedzę na temat owych placówek Okazuje się, że ośrodek wychowawczy jest lżejszą karą i diametralnie różni się od zakładu poprawczego. Do tzw. Poprawczaka trafiają osoby, z którymi nie poradzono sobie nawet w zakładzie wychowawczym.

Kolejną rzeczą, o której chciałabym wspomnieć jest atmosfera panująca między wychowankami a wychowawcami. Mimo, że nie byli lubiani przez odsiadkowiczów, byli lepsi i gorsi. Jednym z zeksów, którzy przy czytaniu książki przypadli mi do gustu jest Kaziu. Według mnie był on najbardziej ludzkim opiekunem i zawsze wierzył, ze z każdego "może jeszcze coś będzie". W porównaniu z Tuszyńskim traktował chłopców w miarę na równi z sobą, a nie uważał za parszywych złodziejaszków. Najbardziej nielubianą przeze mnie postacią był Truteń. Mogłoby się wydawać, że Tuszyński wraz ze swoją surowością i uparstwem nie było pozytywnym bohaterem, ale myślę, że w porównaniu z Trutnie umiał ostatecznie odpuścić. Antypatię wzbudził we mnie ten zeks głównie za nieludzkie odebranie Bartkowi tak upragnionej przepustki do domu.

We mnie największy podziw wzbudziło to jak główny bohater zmienił się zaledwie po kilku miesiącach pobytu w ośrodku i pomógł mamie w przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia. Myślę, że Pan Gostomski świetnie pokazał przez swoją książkę, że nawet największy złoczyńca ma szansę na poprawę i zrehabilitowanie się w oczach społeczeństwa. Zaimponowała mi też odmowa Zbyszkowi ze strony Bartka, gdy ten w czasie świąt chciał go wciągnąć w nieciekawe sprawki. Chłopak zachował trzeźwość umysłu i zrozumiał, że gdy drugi raz wejdzie na złą ścieżkę szybko się z ośrodka nie wydostanie i nie powróci do rzeczywistości by wieść dalsze życie z mamą i siostrą.

Oczywiście jak w każdej publikacji i tutaj mam swoją ulubioną postać. Zapewne nie zdziwi to już tych, którzy czytali tę powieść – jest nią Bury. Chłopak początkowo cichy i spokojny od razu widocznie wyróżniał się z grupy będąc jednocześnie jej liderem. To mnie w nim intrygowało. Jednak największe plusy zyskał u mnie swą opiekuńczością w stosunku do Zbysia. Tego małego nieporadnego chłopca traktował jak brata, którego stracił przez to czego sam go nauczył. Mariusz - bo tak miał na imię Bury - pozwolił się nawet "skiepszczyć" dla Zbysia, czym zaimponował nie tylko swoim współwychowanką, ale zapewne większości czytelników.

Jedynym minusem i rzeczą jaką mogę zarzucić pozycji jest brak spisu treści. Wiem, że dla wielu osób może się to wydawać śmieszne, bo po co komu to. Mimo to zazwyczaj czytałam między różnymi zajęciami dlatego płynęłam po stronach od rozdziału do rozdziału. Chociaż tu o tym wspominam to nie wpłynęło na moje pozytywne wrażenia po lekturze.

Podsumowując stwierdziłam, że książka jest dla każdego, kto myśli, że już nigdy nie zmieni swojego życia oraz nie może naprawić swoich błędów. Pozycja jest także dla zwykłych szarych ludzi, którzy widzą gdziekolwiek zachowującą się wulgarnie młodzież myślą: "Co z nich wyrośnie ? " Powieść Henryka Gostomskiego pozwoli im się przekonać, że z pomocą właściwych ludzi nawet najgorsi wandale i złodziejaszki będą jeszcze "kimś" w życiu.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.


----------------------------
 Niestety mój komputer nie otrzymał za dobrej diagnozy... Myślę, że wrócę w połowie kwietnia, ale niczego nie obiecuję. Muszę zrecenzować jeszcze jedną książkę dla wydawnictwa, więc niedługo znów pojawie się z recenzją ^^ Pozdrawaim i proszę - CZEKAJCIE NA MNIE ;)